Tak tak, śmietnikowe. I to nie tylko panny, ale i przeróżne zabawki. Już raz wspomniałam o tym, że w moim zbiorku znajdują się i takie znaleziska jak lalki ze śmietnika. Podczytując inne blogi, spotkałam się może nie tyle z krytyką, co ze zniesmaczeniem ze strony anonimów, jeśli się oficjalnie ktoś przyznaje, że zbiera takie rzeczy. No cóż, ja czasem zbieram, bo niestety, albo raczej stety ludziska wyrzucają stare zabawki na śmietnik nie rzadko wartościowe. Sama po śmietnikach nie chodzę, choć czy to takie uwłaczające? Co innego będąc żulem wybierać pety z koszy na Plantach, a co innego systematyczne penetrowanie znanych wysypisk czy śmietników. Praca jak każda inna, no może z tą różnicą, że owi profesjonalni śmieciarze zarabiają na pozyskaniu surowców wtórnych trzy razy tyle ile panowie w garniturach w biurze księgowym. Ale do rzeczy. I co ma z tym wszystkim wspólnego mój sąsiad? Wspomniany to mieszkaniec sąsiedniej klatki, więc taki trochę dalszy sąsiad, nazywany przez wszystkich Dziadkiem z Wąsami, w odróżnieniu od innych dziadków na osiedlu, którzy wąsów nie posiadają. Jest to osoba specyficzna (ekscentryczna znaczy), przezabawna i dobra. Taki przykład:
- Dzień Dobry Dziadku z Wąsami!
- Dzień Dobry!
- Dziadku z Wąsami, ma Dziadek może takie ustrojstwo, już pokaże o jaką rzecz mi chodzi ...
- Mam
- Ale jeszcze nie pokazałam, niech Dziadek posłucha, taka metalowa płytka, ale nie za gruba ...
- No mówię, mam, przynieść?
- Jasne
Po dziesięciu minutach pukanie do drzwi
- No takie mogą być?
Dostaje stertę metalowych płytek, o rożnej grubości, aż trzy pasują. I tak za każdym razem.
Albo:
- Dzień Dobry!
- Dzień Dobry Dziadku z Wąsami
- A cóż to się dzieje z tą klamką?
- Śrubka wypadła i nie mam jak wkręcić, bo ona taka malutka, a ja mam same grube śrubokręty
- Zaraz, zaraz niech poszukam
Dziadek z Wąsami przeszukuje dwadzieścia trzy kieszenie swojej kufajki (nie przesadzam, ona składa się z samych kieszeni, a Dziadek ma w niej wszystko i zawsze w niej chodzi).
- O jest! - i wyciąga odpowiednich rozmiarów śrubokręt
Myk, myk i klamka naprawiona.
A gdzie tu ekscentryzm? Ano właśnie Dziadek z Wąsami ma zamiłowanie takie, hobby rzekłabym - jak myśliwski lub policyjny pies od razu wpadnie na trop wyrzuconych na śmietnik rzeczy, które całkiem śmiało mogłyby jeszcze posłużyć. Czasem przyjdzie się pochwalić co znalazł, a czasem pyta czy nie chcę. A ja czasem chcę, szczególnie gdy to są książki lub zabawki. Mieszkańcy to się już nawet nauczyli, i wielu zanim coś faktycznie wyrzuci to najpierw idzie do Dziadka z Wąsami i pytają czy weźmie.
Najwięcej wpadło mi w ręce pluszaków i plastykowych figurek. Nie wszystkim zrobiłam zdjęcia. Ale mam ze śmietnika i ciekawsze skarby. Niech tam anonimy obrzydzenie bierze, ja się tam cieszę. Zresztą - sami popatrzcie.
To nie oryginały, ale laski miały ze sobą cały woreczek ubranek. Już ich u mnie nie ma. Ponaprawiałam, poreperowałam i znalazły nowy dom.
A tu już Barbie duża i mała, Hannah Montana i jej koleżanka oraz syrenka H2O wystarczy kropla od Playmates Toys Inc. Różowo - fioletowe paskudztwo z McDonalda znalazłam na ulicy. Barbie jedna i druga jest u mnie już od dość dawna. Tej dużej odpada głowa, ale naprawię i może wreszcie się dowiem, co to za Barbie. Syrenka była brudna jak nie boskie stworzenie i ma uszczerbek na szyi, więc zapewne wylądowała w śmieciach. Natomiast dwa płaskostope cudaki pewnego majowego ranka zawisły zapakowane w widoczną torbę najpierw na klamce frontowych drzwi Dziadka z Wąsami. Czyste, ubrane i uczesane, więc raczej nie zaliczyły śmietnika. Następnie torba z lalkową zawartością zawisła na klamce od drzwi do mojego pokoju. A że drzwi dotykają niemalże mojego łóżka, torba zwisała mi nad głową i pierwszym widokiem jaki ujrzałam po otwarciu oczu był wszędobylski filetowy kolor, oczojebny róż włosów i uśmiechnięta od ucha do ucha gęba Hanny. Drugie wrażenie było takie, że przespałam lato i jesień i właśnie odwiedził mnie Św. Mikołaj. Dopiero gdy oprzytomniałam to się dowiedziałam, że ... "Dziadek z Wąsami przyniósł, dla mnie ... jeśli chcę ...". No ba, pewnie, że chcę.
Z lalkowych skarbów, które zatrzymałam to tyle, ale trafiają mi się też inne zabawki, cała masa autek i plastykowych figurek, ale raczej się ich pozbywam. I zdjęć im nie robię, z małymi wyjątkami.
Pluszaki zostawiam te, które są w bardzo dobrym stanie, większość ma zastosowanie rozmaite, z wyjątkiem misiów, bo te zostają u mnie. Choćby Czarny, którego Dziadek z Wąsami znalazł siedzącego na masce samochodu Pana P. Pan P oczywiście misia nie chciał; zupełnie nie wiem dlaczego :) Dziadek z Wąsami misia wziął, który w końcu trafił do mnie.
Misiek jest prze fajny. Gdy do mnie trafił miał kraciaste spodnie, czerwoną apaszkę, kapelusz i lasso. Normalnie Dziki Zachód.
I jeszcze Kubuś Puchatek, którego znalazłam w brudnym śniegu ubranego w strój Mikołaja. Mimo, że był cały przemoczony nadal się uśmiechał a w rączkach trzymał maskotkę reniferka. Kubusia na pewno nikt nie wyrzucił, tylko jakieś dziecko zgubiło. Teraz mieszka u mnie. Uwielbiałam w dzieciństwie jego książkowe przygody. Zresztą, nadal go lubię.
A w reklamówce pod moim biurkiem czekają na mycie i szorowanie kolejne znaleziska Dziadka z Wąsami: Pan Sowa i Osioł ze Shreka. Osioł jest koszmarny, ale może coś z nim zrobię, ale Pan Sowa to gumowy majstersztyk: pięknie malowany, fantastycznie przedstawione detale. Na pewno kiedyś zagości na blogu.