Zima w tym roku mocno się oszczędzała; prawie w ogóle nie sypnęło śniegiem, ani nie było siarczystych mrozów. W jedyny dosyć krótki czas, kiedy aura była iście zimowa, mój nowy nabytek - mała Evi od Simby - zaliczył jedyną zimową sesyjkę w tym roku.
Evi zdążyła już się przedstawić w poście o DRUGIEJ ROCZNICY BLOGA I NOWOŚCIACH i tak jak wspomniałam zasługuje na osobny post. Zasługuje, bo ma nietypową, egzotyczną urodę. Nigdy wcześniej nie spotkałam takiej Evi: ciemna karnacja, kruczoczarne włosy. Ubranko wydaje się być oryginalne.
Taka mała Indianka. Dziś pogoda przypomina te zimowe dni. Jednak wiosna już i wierzę, że śnieg i mróz nie powrócą :)) W końcu za parę dni Wielkanoc. Trzeba będzie zająć się tą plamą na czole, bo wygląda jakby jej gołąbek narobił :)) No i oczywiście trzeba będzie jej uszyć jakieś buty, może właśnie mokasyny?
- Żadne mokasyny !!!! Nie chcę być żadną Indianką !!!!!
- ?????
- Tak dobrze słyszałaś! Sama sobie lataj na bosaka po lesie, trop zwierzęta, spij w Wigwamie i myj się w strumieniu !!! Ja nie zamierzam ! I basta !
O kurcze, tego się nie spodziewałam.
- A kim w takie razie chcesz być?
- Egipska księżniczką !!!
- Że co ???
- Że to. Wszystko muszę dwa razy powtarzać, masz jakiś problem z uszami?
- ok, ok
No i masz babo placek. Co z nią począć? Zgodzić się? W końcu Indianki już mam, a Egipcjanki nie. Cóż, zacznijmy od imienia, jedyne Egipskie imię jakiem znam to oczywiście Nefretete, ale to zbyt poważne imię jak dla takiego malucha. Trochę je zmodyfikuję i niech będzie Efree. To chyba dobre imię dla ewentualnej egipskiej księżniczki? Nie wiem jeszcze czy spełnię jej żądanie, czas pokaże. Za to jedno wiem na pewno: może i nie chce być Indianką, ale na pewno ma duszę wojownika.