Czasem sobie idę na piechotę przez miasto, bo mi tak wygodnie i wtedy zaglądam po drodze do kilku moich ulubionych szmateksów. Było to chyba w maju przy okazji jednej z takich "wizyt" wpadła mi w ręce lalka. Najpierw w stercie zabawek wymacałam rękę. Ciągnę i ciągnę i dalej tylko rękę widzę. Jestem już na środku sklepu a lalka dalej tkwi w koszu. Wreszcie wyskoczyła jak z procy, brudna i rozczochrana.
Stan lalki opłakany jak widać. Dlatego ręce się naciągały. Ale tak mi się spodobała buzia, że od razu postanowiłam kupić. Pomyślałam, że taki maluch nie może ważyć zbyt dużo. Wyszło nie całe 2 zł. Od początku coś mnie tknęło - pamiętałam skądś te dołeczki w policzkach i podmalowane nozdrza. Jednak dopiero wtedy, kiedy kładłyśmy ją ze sprzedawczynią na wadze, zobaczyłam symbol na plecach, który przyprawił mnie o szybsze bicie serca. W trójkącie duże litery: ARI.
Umyłam, uczesałam, wymieniłam gumkę w rączkach. Oczka na szczęście nie wymagały naprawy. Wyszperałam jakieś ciuszki. Lalka wskoczyła w majtusie, które miała na sobie pewna kloniczka i które obaczywszy na niej wywołały u mnie napad śmiechu - jak żywcem zdjęte z babci, wełniane robione na szydełku. Okazało się też, że bluzka którą uszyłam znalazła wreszcie właściciela. Pierwotnie miała należeć do Eli, ale na Elę jest mocno za ciasna. Na ari zaś jest w sam raz.
Zrobię dla niej jeszcze jakąś spódniczkę i butki. Od kiedy mieszka u mnie ma na imię Amelka.
Ślicznie wygląda, od Ari mam tylko małe gumowe laleczki. Majtasy idealne. Od razu gratuluję pozostałych wcześniejszych nabytków(chineczka z wielką głową fantastyczna:))
OdpowiedzUsuńWspaniałe znalezisko !!! Gratuluję :):)
OdpowiedzUsuńCiekawą ma twarzyczkę :)
OdpowiedzUsuńMa fajne, takie zadziorne spojrzenie!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się bardzo!