number one

Ostatnio zagościła tu moja ukochana a dziś o moim numerze jeden. Już zdążyła się tu na blogu dwa razy pokazać.To klonik moxie girlz od bezimiennej chińskiej firmy który przybył do mnie jako gratis do zakupionych scenek. Pierwszy raz same laki jakie były celem nie wzbudziły mojego szału, bo spodziewałam się dokładnie co dostanę i nic mnie tu nie zaskoczyło. Za to gratisowa lalka gdy wyleciała z paczki popatrzyła na mnie tymi swoimi ślepkami i przepadłam na amen. Zakochałam się w niej od razu.





Ma kijowe ciałko jeśli chodzi o plastyk (cały się odbarwił i ma dwa pęknięcia, choć lalka była zapakowana jakby nowa); o gabarytach i posturze bratz. Nawet kulki na nogach mają ten sam rozmiar co u bratzów. Włosy to koszmar: nie jest to moher chociaż dosyć miękkie jednak okropnie się rozczesują i okropnie kudłacą. Głowa z mięciutkiej gumy i ten cudny pyszczek ... 






Ubrana była w sukienkę o pięknym błękitnym kolorze z różowymi dodatkami. Jednak ciuch wykonano z jakiegoś tworzywa co mi przypomina w dotyku gumę połączoną z ortalionem. Miałam zamiar to coś wyrzucić, ale zostawiłam - może będzie strojem wróżki albo kreacją na karnawał. Na razie ubrana została w ciuszki od Korie i glany od innego klonika. I dostała na imię Callan.






Lubię tego rudzielca, lecz lalka zasługuje na coś lepszego niż wybrakowany plastyk. Nie mam też siły użerać się z jej włosami. Dlatego czeka ją metamorfoza. Na razie zmieniłam jej kolor ust z marchewkowego na mocny róż. Dostanie też nowe ciałko i nowe włosy i ponownie zagości na blogu. 
W końcu to mój number one.





Udostępnij ten post

4 komentarze :